Mariusz Andrukiewicz: Od lokalnej inicjatywy do międzynarodowej marki społecznej [wywiad]

Poniżej treść wywiadu, który ukazał się na portalu NGO.pl (przeprowadził Jędrzej Dutkiewicz) :

„– Od przedsiębiorstw społecznych wymaga się, że będą trwać i świetnie prosperować, a jak coś się nie uda, to jest wielka afera. Tymczasem przecież czymś normalnym jest, że firma może dobrze działać kilka lat, później się zmienia, albo nawet zamyka swoją działalność. My wciąż, od siedemnastu lat trwamy – mówi Mariusz Andrukiewicz, prezes Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem”, partnera w projekcie SAMO-ES.

Jędrzej Dudkiewicz: – Fundacja „Być Razem” powstała w 2007 roku, chociaż jeszcze wcześniej działało stowarzyszenie. Z czego wynikała konieczność powołania do życia nowej formuły działalności?

Mariusz Andrukiewicz: – Stowarzyszenie założyliśmy w 1996 roku, tworząc system wsparcia dla osób znajdujących się w trudnych sytuacjach życiowych. Pomagaliśmy dzieciom i młodzieży eksperymentującym z alkoholem i innymi używkami, rozpoczęliśmy pracę z całymi rodzinami znajdującymi się w różnych kryzysach, stworzyliśmy hostel dla kobiet i dzieci doświadczających przemocy, uruchomiliśmy usługi wsparcia dla osób w kryzysie bezdomności w Cieszynie.

Koncentrowaliśmy się więc na szerokiej pomocy i w którymś momencie pomyśleliśmy, żeby iść dalej, czyli zacząć dawać też szansę na zatrudnienie. Zwłaszcza że wiele osób, które wspieraliśmy, miało spore problemy na rynku pracy. Dlatego też pojawił się plan uruchomienia przedsiębiorstwa społecznego.

To był początek lat 2000., o ekonomii społecznej dopiero zaczynało się w Polsce rozmawiać. Odwiedzaliśmy więc w Europie zaprzyjaźnione organizacje i podpatrywaliśmy, jak to się robi np. w Finlandii, Danii czy Niemczech. Początkowo chcieliśmy stworzyć przedsiębiorstwo społeczne w ramach stowarzyszenia, ale szybko doszliśmy do wniosku, że działania tych podmiotów będą dość różne, więc stowarzyszenie dalej zajmuje się m.in. bezpośrednią pomocą zaspokajającą podstawowe potrzeby osób w kryzysie, wsparciem psychologicznym i terapeutycznym, a jednocześnie powołaliśmy fundację prowadzącą przedsiębiorstwo społeczne, dając zatrudnienie osobom w trudnej sytuacji na rynku pracy.

W partnerstwie z samorządem zrealizowaliśmy duży projekt inwestycyjny, rewitalizując stare, pofabryczne hale w Cieszynie, które od 2008 roku stały się siedzibą naszego przedsiębiorstwa społecznego. Prowadzimy w nim działalność gospodarczą w trzech branżach, dając zatrudnienie w pralni, gastronomii oraz stolarni. Jednocześnie jako fundacja realizujemy program szkoleń i warsztatów, by jak najwięcej osób mogło zdobyć nowe kwalifikacje i wejść na rynek pracy.

W jaki jeszcze sposób działa Fundacja?

– Działamy już siedemnaście lat, w tym okresie zrealizowaliśmy wiele przedsięwzięć, m.in. wspierających podmioty, które chcą rozpocząć działalność w obszarze ekonomii społecznej, jesteśmy swoistym inkubatorem. Pomogliśmy powstać kilku spółdzielniom socjalnym, założono u nas kilkanaście stowarzyszeń i fundacji, z których część ma status przedsiębiorstwa społecznego. Posiadamy również akredytację Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej, ale ponieważ nie wygraliśmy projektu na prowadzenie takiego ośrodka, robimy część działań albo z własnych środków, albo dotacji zewnętrznych. Działamy również poza Cieszynem, często we współpracy z OWES – szczególnie na Podkarpaciu, gdzie udało nam się pomóc kilkudziesięciu przedsiębiorstwom społecznym. Od lat współpracujemy też z uczelniami.

Tym, z czego jesteśmy bardzo dumni, jest uruchomienie bodajże pierwszej w Polsce społecznej marki WellDone Dobre Rzeczy. Osiągnęliśmy to w partnerstwie z Akademią Sztuk Pięknych w Warszawie, Zamkiem Cieszyn, Instytutem Wzornictwa z Holon w Izraelu, przedstawicielstwem ONZ w Polsce. Obecnie produkty marki WellDone wysyłamy we wszystkie zakątki świata, najdalsze zamówienia mieliśmy m.in. ze Stanów Zjednoczonych i Singapuru.

Jakie to są produkty?

Mamy serię kilkudziesięciu drobnych produktów. Są to prezenty: świeczniki, szachy, zabawki, przedmioty codziennego użytku, takie jak np. solniczki itp. Wszystkie stworzone przez polskich projektantów, głównie młodych, bo zależało nam zwłaszcza na osobach, które dopiero zaczynają swoją drogę zawodową. WellDone łączy kreatywność młodych projektantów z aktywnością osób powracających na rynek pracy, ponieważ osoby korzystające ze wsparcia Fundacji „Być Razem” uczestniczą w tworzeniu każdego produktu.

Przez kilka lat, we współpracy z pismami branżowymi i uczelniami (ASP Warszawa, ASP Katowice), organizowaliśmy ogólnopolski konkurs „Dobrą Rzecz Zaprojektuj”, w ramach którego projektanci nadsyłali swoje pomysły. Autorzy najciekawszych projektów otrzymywali nagrody, a pomysły były wdrażane do produkcji tworząc kolejne produkty marki WellDone.

Fundacja istnieje już kilkanaście lat. Czy w tym czasie zmieniła coś w swojej działalności, były jakieś kluczowe momenty w jej rozwoju?

– W ostatnim czasie dużą i ważną zmianą było dla nas podjęcie decyzji o rozpoczęciu działalności poza Cieszynem. W Bielsku-Białej wygraliśmy konkurs na przejęcie od samorządu całego systemu wsparcia osób w kryzysie bezdomności. Uznano, że najlepsza do tego będzie organizacja pozarządowa, działająca również jako przedsiębiorstwo społeczne. I tak oto od trzech lat prowadzimy bielskie schroniska i noclegownię dla osób w kryzysie bezdomności, ponadto realizowaliśmy też działania streetworkingowe, a obecnie przymierzamy się do wdrożenia w Bielsku-Białej programu „Najpierw mieszkanie”, testowanego głównie w Warszawie.

A wcześniejsze ważne momenty w historii fundacji?

– Myślę, że w trakcie całej naszej historii istotne było dopasowywanie działalności gospodarczej do realiów rynkowych. Przyznaję, że byliśmy naiwni i ponieśliśmy tego spore koszty.

Klasyczna działalność stowarzyszenia, bez prowadzenia działalności gospodarczej, oparta na grantach, zbiórkach, etc. jest czymś zupełnie innym niż gra rynkowa w kraju, który wciąż nie do końca rozumie, czym jest ekonomia społeczna. Wielu partnerom biznesowym trzeba tłumaczyć to od podstaw.

Jestem głęboko przekonany, że promocja ekonomii społecznej w Polsce poszła w stronę przekonywania przekonanych, czyli generalnie środowiska organizacji pozarządowych, pomocy społecznej, czy samorządu. Dla nas jednak w dużym stopniu partnerem jest rynek i biznes, musimy zarabiać i konkurować. Tym bardziej, że nasze przedsiębiorstwo społeczne jest duże, w tej chwili zatrudniamy prawie 60 osób.

Istotnym momentem w historii fundacji było też wprowadzenie na rynek własnej marki, promowanie jej na różnych targach i w innych miejscach. Kiedy pierwszy raz pojechaliśmy do Frankfurtu na targi wnętrzarskie, byliśmy jedynym przedsiębiorstwem społecznym z naszego kraju. A obok nas wystawiał się np. niemiecki Caritas z produktami meblarskimi. Potem w Mediolanie współpracowaliśmy już z dużą firmą VOX, która pokazywała swoje meble, a nasze produkty były uzupełnieniem wystawy.

Opowiadam o tym także dlatego, że w ramach projektu SAMO-ES będziemy starali się zbudować organizację wspierającą i reprezentującą przedsiębiorstwa społeczne. I liczymy, że uda się to zrobić również poza granicami naszego kraju, pokazując, że można sprzedawać swoje produkty i konkurować na rynku, nie zapominając o społecznym charakterze przedsiębiorstwa.

Jakie są największe wyzwania stojące przed fundacją będącą przedsiębiorstwem społecznym?

– Na pewno ogromnym wyzwaniem jest utrzymanie tego, co robimy. To nie jest tak, że osiągnęliśmy jakiś poziom i teraz w zasadzie odcinamy kupony.

Każdy, kto prowadzi działalność gospodarczą wie, że dzisiaj może być dobrze, a jutro już niekoniecznie. I to z wielu powodów, a przedsiębiorstwo społeczne jest, moim zdaniem, szczególnie narażone na różnego rodzaju perturbacje.

Związane są one między innymi z pracownicami i pracownikami, którzy są bardzo różni. W naszym przedsiębiorstwie społecznym znajdują zatrudnienie m.in. osoby znajdujące się w trudnej sytuacji na rynku pracy. Niektórzy stają na nogi i zaczynają sobie świetnie radzić, z innymi jest gorzej, jeszcze inni przychodzą i szybko odchodzą, więc powoduje to spore rotacje w zatrudnieniu. Rynek natomiast jest taki, że klient zawsze chce, żeby coś było na czas, określonej jakości i do tego w najlepszej cenie.

Połączenie świata rywalizacji rynkowej z wrażliwością społeczną i utrzymaniem tego w odpowiedniej równowadze jest ogromnym wyzwaniem dla przedsiębiorstwa społecznego, które chce działać uczciwie i nie zgubić żadnego z tych obszarów.

Coś jeszcze?

– Na pewno sam udział w projekcie SAMO-ES jest dla nas dużym wyzwaniem. Mimo że pojawiamy się w różnych miejscach, trochę czasem o nas słychać i dostaliśmy kilka nagród, wciąż jesteśmy organizacją lokalną i nie mamy raczej wielkich, ogólnopolskich działań. Jest to więc na pewno dla nas duże zobowiązanie oraz duża promocja tego, co robimy i jaki mamy pomysł na przedsiębiorczość społeczną.

Dużym wyzwaniem będzie też kolejny etap pracy z osobami w kryzysie bezdomności w Bielsku-Białej. Będziemy startowali w konkursie na kolejne pięć lat, będziemy testować program „Najpierw mieszkanie”. Przez lata pracowałem z ludźmi w kryzysie bezdomności, współtworzyłem placówki dla nich, próbowałem też wdrażać rozwiązania mieszkaniowe w porozumieniu z Zakładem Budynków Miejskich w Cieszynie. Wtedy nie do końca się nam to udało, więc obecnie w zasadzie wracamy do tego, tylko – mam nadzieję – z lepszym oprzyrządowaniem. Te kilka lat temu działaliśmy bardziej intuicyjnie.

A jakby tego było mało, dopiero co wygraliśmy projekt na kilka milionów złotych, który będzie realizowany w całym powiecie cieszyńskim dla prawie dwustu beneficjentów. To osoby w najtrudniejszej sytuacji na rynku pracy, czyli osoby w kryzysie bezdomności, osoby z niepełnosprawnościami, osoby uzależnione. Będziemy przygotowywać dla nich indywidualne ścieżki zmiany i rozwoju. W ramach projektu zaplanowano remont fragmentu Cieszyńskiego Ośrodka Kultury, w którym znajdzie się siedziba centrum aktywizacji, z warsztatami, salą do zajęć. Tak więc przed nami bardzo dużo pracy.

Z czego jest Pan najbardziej zadowolony w dotychczasowej działalności fundacji, jakie są największe sukcesy i na ile to wszystko jest ważne w życiu lokalnej społeczności?

– Bardzo mnie cieszy, że konsekwentnie podtrzymujemy model przedsiębiorstwa społecznego, który wymyśliliśmy kilkanaście lat temu, a który się nie zdezaktualizował w obliczu ciągłych zmian legislacyjnych. Co więcej, zbudowaliśmy przedsiębiorstwo społeczne w oparciu o model, który nie był oczywisty, a obecnie jest mocno promowany w ustawie o rewitalizacji, która pojawiła się całkiem niedawno. Wszystkie obiekty, którymi zarządza fundacja i stowarzyszenie były początkowo w stanie katastrofy budowlanej – zniszczone, opuszczone, często niechciane. W różny sposób znajdowaliśmy środki i gruntownie je remontowaliśmy. Nasze przedsiębiorstwo społeczne, gdzie jest też siedziba fundacji, to dawne hale Polifarbu. W partnerstwie z samorządem zrewitalizowaliśmy cały teren.

Moim zdaniem jest to idealny model, w którym samorząd został zaangażowany, by wspólnie z organizacją pozarządową stworzyć przedsiębiorstwo społeczne, które jest później prowadzone przez tę NGO. Wydaje mi się, że warto pokazywać, że można te zaniedbane przestrzenie miasta przekształcać właśnie w takie miejsca.

Czym jeszcze by się Pan pochwalił?

– Udało się nam na pewno właśnie to zakotwiczenie w społeczności lokalnej. Gdy zaczynaliśmy, w Polsce lokalnej w ogóle nie mówiło się o ekonomii społecznej. Uruchomienie dużego przedsiębiorstwa społecznego budziło więc sporo pytań i kontrowersji, zderzyliśmy się z absolutnie wszystkimi możliwymi wątpliwościami oraz stereotypami. To było i niezrozumienie, i niechęć, i posądzenia o budowanie dziwnych, PRL-owskich form, a także obawy, że zaburzy to konkurencyjność rynku, bo będziemy specjalnie dotowani. Udało nam się jednak udowodnić, że robimy potrzebne rzeczy i rozwiać te wątpliwości. Pokazaliśmy, że nie jesteśmy żadną wydmuszką.

Tym, czym możemy się pochwalić, jest na pewno personel, ludzie, których zatrudniamy na stałe, a jest to około sześćdziesięciu osób. Niektóre z nich są z nami od początku, czyli od ponad szesnaście lat! Trudno nie wspomnieć jednak o tych wszystkich osobach, które przewinęły się w tym okresie, korzystając z różnego rodzaju wsparcia fundacji (doradztwo, kursy, staże, szkolenia, zatrudnienie), a było ich w sumie kilka tysięcy osób. Wiele spośród nic otrzymało pomoc, która umożliwiła im usamodzielnienie się na rynku pracy, poprawiła ich sytuację rodzinną, lepiej teraz funkcjonują społecznie.

Nie da się nie zauważyć, że Fundacja „Być Razem” od lat wpisana jest w lokalny krajobraz Cieszyna. Można u nas m.in. dobrze zjeść, do Bistro na Wałowej codziennie przyjeżdża kilkaset osób z całego miasta. Myślę też, że sam fakt przetrwania siedemnastu lat na rynku jest wielkim sukcesem. W świecie biznesu nie jest to oczywiste, a tym bardziej w świecie ekonomii społecznej.

Od przedsiębiorstw społecznych wymaga się, że będą trwać i świetnie prosperować, a jak coś się nie uda, to jest wielka afera.

Tymczasem przecież normalnym jest, że jakaś firma dobrze działa kilka lat, później się zmienia, albo nawet zamyka działalność. A my trwamy.

Jeszcze jednym sukcesem jest to, że przez te lata trochę integrowaliśmy środowisko organizacji pozarządowych w duchu ekonomii społecznej, niosąc przysłowiowy kaganek oświaty, pokazując, że można funkcjonować w oparciu o własne pieniądze, a nie tylko granty i dotacje.

Wiele NGO rozumie, że własne środki dają niezależność i nie ma niczego złego w prowadzeniu działalności gospodarczej.

A skoro jesteśmy przy środowisku lokalnym, to czy fakt, że fundacja jest w Cieszynie, czyli mieście granicznym, ma jakieś znaczenie dla specyfiki działalności?

– Cieszyn jest wyjątkowy, jeżeli chodzi o inicjatywy społeczne. Kiedy się tutaj przeprowadziłem w latach 90., byłem zdumiony tym, że jest tutaj zarejestrowanych prawie trzysta organizacji pozarządowych. Dziś jest ich mniej, ale wciąż jest to środowisko, w którym dość szybko i łatwo zawiązują się różnego rodzaju oddolne inicjatywy. Wynika to pewnie z tego, że to teren przygraniczny, przed wojną wielonarodowy, wielokulturowy. Ten tygiel ma ogromne znaczenie. Tak samo, jak fakt, że w pewnym momencie miasto zostało sztucznie podzielone, po stronie czeskiej zostało bardzo dużo polskich rodzin. Dopiero wejście do strefy Schengen dało możliwość połączenia w pewnym sensie Cieszyna w jeden organizm, co przełożyło się na to, że zaczęło dziać się bardzo dużo dobrych społecznie, kulturalnie i gospodarczo rzeczy.

W ostatnim czasie powstał pomysł, by zbudować tu polsko-czeskie partnerstwo wokół ekonomii społecznej, bo w Republice Czeskiej również poważnie dyskutuje się o nowej ustawie na ten temat. Będzie to bardzo ciekawe, bo o ile przed laty, kiedy byłem w Czechach, słyszałem „poczekamy, aż Polacy wyłożą się na ekonomii społecznej, a wtedy czegoś się nauczymy i zbudujemy swój system”, o tyle teraz w tym kraju powstaje bardzo dużo przedsiębiorstw społecznych. W Czeskim Cieszynie działa chociażby ogromne przedsiębiorstwo społeczne, które zatrudnia głównie osoby z niepełnosprawnościami, zajmujące się recyklingiem plastiku, elementów elektroniki itp. Inne z kolei współpracuje z Mercedesem i Skodą, produkując różnego rodzaju podzespoły. To pokazuje, że w Czechach przedsiębiorstwa społeczne lokują się często wokół dużych firm, są partnerami dla biznesu. Wszystko to daje nam ogromne możliwości, by wzajemnie czerpać ze swoich doświadczeń i uczyć się od siebie. Zamierzamy z tego korzystać.